niedziela, 18 października 2015

Po pracowitym tygodniu...

   Dziś obiecałam sobie wolne, takie prawdziwe wolne, bez żadnej pracy, żadnej. No cóż, nie udało się - prasowanie, mycie podłóg, czyli wszystko to, na co powinnam znaleźć czas w tygodniu, a robię w niedzielę. Ale wyjście z rodziną zaplanowane od kilku dni chyba się udało. Oczywiście nie byłabym sobie, gdyby aparat został w domu. I co? I znów komputer, znowu obróbka. I tak sobie myślę, że to chyba jest nałóg, taki ogromny głód zrobienia czegoś dla siebie, bo chyba to tak na prawdę mnie relaksuje najbardziej. Nie książka, którą czytam już ponad miesiąc, nie gorąca kąpiel w bąbelkach, ale właśnie zdjęcia i zapisywanie tych ulotnych, naszych wspólnych chwil... :) 














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz